Kmdr por. Mirosław Chmieliński jako kierownik Pracowni Broni Rakietowej i Artylerii w Akademii Marynarki Wojennej brał udział w tworzeniu wirtualnego okrętu.
Dla mnie to jest trenażer nie 3D, ale 9D”, przekonuje kmdr por. Mirosław Chmieliński. Tak właśnie, na niewielkim monitorze, przed oczami strzelca porusza się trójwymiarowy model samolotu bądź śmigłowca. Krótko mówiąc: cel. Sama armata obraca się o 180 stopni, w dodatku platforma, na której została osadzona, imituje kołysanie okrętu – to 4D i 5D. Pozostałe D to efekty odczuwalne dzięki dodatkowym urządzeniom zamontowanym w kabinie. Wystarczy wymienić przyrząd, który tłoczy do wnętrza przesycone wilgocią powietrze, czy włożoną pod siedzenie nagrzewnicę. „Dzięki temu możemy stworzyć operatorowi warunki zbliżone do tych, które miałby choćby na Morzu Śródziemnym”, tłumaczy kmdr por. Chmieliński.
Oto jedna z perełek pracowni – trenażer morskiego przeciwlotniczego zestawu artyleryjsko-rakietowego ZU-23-2MR.
Mówiąc prościej – mam przed oczami klasyczną armatę Wróbel II. Identyczne można oglądać na przykład na pokładach niszczycieli min projektu 206 FM (OORP „Czajka”, „Flaming”, „Mewa”) czy na polskich okrętach transportowo-minowych. Tyle że ta, zamiast na burcie, została zamontowana w niewielkiej ogrzewanej hali i połączona z wirtualnym światem. Za moment będę miał okazję przekonać się w praktyce,
jak ten system działa.
Od 2011 roku przewinęło się przez to miejsce ponad 2000 osób. „Wystrzelili tyle wirtualnych pocisków, ile marynarka przez dziesięć lat. Obliczyłem, że ich trening był 500 razy tańszy, niż gdyby miał się odbywać na okrętach”, podkreśla kmdr por. Chmieliński.
Tymczasem trenażer oparty na armacie Wróbel II to zaledwie wycinek tego, czym dysponuje pracownia. Najstarszy sprzęt pochodzi z 1927 roku. To makieta morza, po której instruktor przesuwa przymocowany do prowadnicy model okrętu. Jednocześnie przez otwory w planszy wystawia tekturowe imitacje słupów wody wzbijanych przez upadający pocisk.
Ćwiczący wydaje komendy „dalej”, „bliżej” i w ten sposób
trenuje wstrzeliwanie się w cel.
Dziś trenażer ten jest traktowany raczej jak eksponat, ciekawostka, która stanowi uzupełnienie nowoczesnych urządzeń.
Takich, jak choćby konsola przeznaczona do treningów strzeleckich z wykorzystaniem rakiet RBS Mk II. Tego rodzaju
sprzęt można znaleźć na okrętach rakietowych typu Orkan
I właśnie służący na nich marynarze bardzo często odwiedzają pracownię. „Tutaj mogą ćwiczyć w spokoju. Poza tym powtarzają, że jak zepsują,
to przynajmniej nie swoje”, żartuje kmdr por. Chmieliński. Na ciemnym monitorze błyszczą kontury linii brzegowej nad Zatoką Gdańską. Nad
Półwyspem Helskim widać niewielki niebieski prostokąt – to nieprzyjacielski okręt, którego muszą dosięgnąć nasze rakiety. Marynarz obsługujący system projektuje tor ich lotu. „W tym wypadku jedną rakietę należałoby puścić od strony Zatoki Gdańskiej, drugą od zachodu.
Wyrzutnia wraz z rakietą
waży 17 kg. Makieta niewiele mniej. Platforma zaczyna się kołysać. Stan morza: ponownie 3. Na twarzy czuję strumień powietrza ze stojącej pod
platformą dmuchawy – na morzu też przecież zwykle wieje. Jeszcze chwila i jest. Przed sobą widzę śmigłowiec. Namierzam go, naciskając spust, wreszcie wypuszczam rakietę. Pudło. „Zgodnie z instrukcją obrony przeciwlotniczej „W trenażerze armaty Wróbel II siadam w niewielkiej kabinie strzelca. Między kolanami mam wystającą z podłogi dźwignię z przyciskami.
Przede wszystkim ze względu na koszty”, podkreśla kmdr por.
Chmieliński. A ćwiczyć trzeba, tym bardziej że w 2014 roku wyrzutnie Grom znalazły się w wyposażeniu części polskich okrętów. A na tym nie koniec, bo AMW nie chce się ograniczać wyłącznie do szkolenia marynarzy. W wirtualnym świecie można odtworzyć nie tylko morze, lecz także choćby tereny do złudzenia przypominające te w Afganistanie. Trenażer został oddany do użytku kilka tygodni temu. Zapłacił za niego resort obrony, a pieniądze pochodzą z planu modernizacji technicznej sił zbrojnych. Łącznie pracownia otrzymała już na ten cel 5 mln zł.